czwartek, 27 października 2016

Rock look





Halloween za pasem więc ostre przebieranki będą na czasie. To właśnie taka biżuteria jak choker ma w sobie jakąś tajemniczość i pazur. Stały się szalenie modne w ostatnim czasie czemu się nie dziwię, bo można założyć np. prosty wiązany choker w formie tasiemki czy sznureczka na szyi lub bardziej wyszukany i co ciekawe w większości fasonów wygląda się dobrze. Chokery to relikt tego typu naszyjników modnych w latach 90 z tym, że teraz jest dużo więcej wzorów do wyboru i zdaje się, że taka ozdoba bardziej trafiła do odbiorców. Prościutki ascetyczny bardzo szykownie wygląda do białej koszuli rozpiętej u góry. Takie propozycje bardzo przypadły mi do gustu a także polubiły je popularne gwiazdy. W dzisiejszym poście przedstawiam również kilka przykładów jak je nosić. Parę miesięcy temu na blogu jedna z dziewczyn naprowadziła mnie na tą chokerową ścieżkę i tak na niej pozostałam, ku mojemu zadowoleniu. To jeden z dowodów, że kontakt z Wami daje mi powody do blogowych przemyśleń i twórczości wszelakiej. Naszyjniki tego typu to kopalnia pomysłów. Pobawmy się więc w ten chokerowy temat. Moja pierwsza propozycja to ozdoba utrzymana w klimacie rockowym. Wykończeniem jest tu klamra i łańcuszki. Stylizacyjnie nadaje się zarówno do sukienki z dekoltem jak i do prostego top’a. Już udało mi się przetestować tą oryginalna biżuterię w ekstremalnych“hard” warunkach, bo użyłam go podczas sesji motocyklowej. Sprawdził się idealnie. Zdjęcia i całość stylizacji jak zwykle wkrótce. Dziewczyny z pazurem na takie cacka czekają pewnie z niecierpliwością. Zawsze możecie wstąpić do pasmanterii i kupić kawałek tasiemki za kilka złotych żeby sprawdzić jak chokery się nosi. Być może je polubicie tak jak ja.


Przeczytaj również: Cukierkowy melanż



wtorek, 18 października 2016

Samo słońce z tubki



Słoneczne dni już za nami. Są pewnie takie czytelniczki, które chciałyby utrwalić opaleniznę z wakacyjnych wojaży. Ja nie jestem jednak zwolenniczką tradycyjnego opalania. Wolę bezpieczeństwo i zdrowie niż ryzykowne wystawianie skóry na szkodliwe promieniowanie dla uzyskania przyjemnego efektu estetycznego. Uważam, że samoopalacze to dość dobre rozwiązanie, choć nie idealne. Przecież jakby tego nie nazwać to po prostu celowe stosowanie środków chemicznych dla uzyskania poprawy kolorytu naskórka. Jadnak jak z wszystkim nie należy przesadzać i uważać. Jeżeli masz skórę wrażliwą lub alergiczną stosowanie samoopalaczy może spowodować nadmierne wysuszenie naskórka. Na szczęście obecnie producenci takich preparatów dodają do nich substancje ochronne i nawilżające. Więc wydaje się, że możemy bezkarnie cieszyć się skórą muśniętą słońcem cały rok.

Samoopalacz jednak samoopalaczowi nierówny. Moje doświadczenia są różne. Cechy istotne w takich produktach to odpowiednia konsystencja i efekt jaki pozostawia na skórze po zastosowaniu, czyli tzw. smugi. Nieestetyczne plamy to zmora stosowania słońca z tubki. Wiele błędów, które popełniamy podczas aplikacji to zwyczajnie nasza zasługa a na efekty nie trzeba długo czekać. Skóra powinna być bowiem odpowiednio przygotowana. Peeling jest niestety niezbędny. Nakładanie samoopalaczy za pomocą rękawicy pozwala równomiernie rozprowadzić preparat. Do twarzy dobrze zastosować gąbeczkę. Na miejsca bardziej wysuszone czyli kolana, łokcie, kostki, nadgarstki należy uprzednio nałożyć balsam nawilżający, dzięki czemu unikniemy zbyt intensywnych przebarwień. Po zabiegu najlepiej umyć dłonie i odczekać około minuty i dopiero się ubrać. Pamiętając o tej zasadzie nie zabrudzimy ubrania. To takie porady o których większość Pań stosujących samoopalacze doskonale wie ale nie zaszkodzi je przypomnieć. Teraz będzie już samo przyjemne, czyli moje testy trzech środków brązujących.

Lirene Dermoprogram, Bronze Collection, samoopalający krem do twarzy i ciała
Z całej palety Lirene wybrałam właśnie krem. Choć chyba najbardziej popularne są balsamy, których jest cała masa. Zawiera w swoim składzie kompleks PRO-Bronze-Care jest to formuła wykazująca działanie odżywczo-nawilżające. Zachęcająca jest lekka kremowa konsystencja, która sprawia że można nałożyć cienką warstwę samoopalacza. Bardzo szybko się wchłania pozostawia skórę miękką i nawilżoną, no i oczywiście muśniętą delikatnym złotawym efektem kolorystycznym. Dokładnie to czego szukałam bez smug i przebarwień. Opalenizna pojawia się po około 2 godzinach od aplikacji. Najlepszą zaleta jaką posiada jest niezaprzeczalnie przyjemny słodkawo-kwiatowy zapach. Dzięki tej kompozycji po zastosowaniu kremu Lirene można poczuć się odświeżonym i wypoczętym. Ewidentnie ten krem działa na moje zmysły. Dlatego będę go wypatrywać podczas kolejnych zakupów kosmetycznych. Obecnie krem dostępny jest w Rossmann'ie w promocyjnej cenie 12.99 zł za opakowanie 75 ml, więc może się skuszę na kolejne opakowanie.

Skład:Aqua (Water), Paraffinum Liquidum (Mineral Oil), Dihydroxyacetone, Glycerin, Polyglyceryl-3 Methylglucose Distearate, Glyceryl Stearate, Methyl Gluceth-20, Isopropyl Myristate, Caprylic/Capric Triglyceride, Dimethicone, Butyrospermum Parkii (Shea) Butter, Palmitic Acid, Stearic Acid, Tocopheryl Acetate, Cetyl Alcohol, Citric Acid, Methylparaben, Phenoxyethanol, Butylparaben, Ethylparaben, Propylparaben, Parfum (Fragrance), Benzyl Salicylate, Butylphenyl Methylpropional, Hexyl Cinnamal, Linalool, Limonene, Alpha-Isomethyl Ionone, Citronellol, Caramel.
Kolejnym moim słoneczkiem w tubce było “Sun Ozon” – mleczko. Jest to marka dostępna również w drogerii Rossmann. Tym razem przyciągnęła mnie niesłychanie korzystna cena. Opakowanie duże, bardzo duże, bo aż 200 ml można kupić za 9.90 zł. Ja bladolica kobieta pomyślałam ekonomicznie przyda się taki zakup! Starczy z pewnością na długo ale czy można być z tego mleczka dostatecznie zadowoloną...hmm. Owszem forma mleczka jest delikatna więc aplikacja jest dość prosta. Pomimo jednak trzymania się dokładnie zasad procedury rozprowadzania samoopalaczy o której Wam pisałam wcześniej. Zdarzają się miejsca, które nie są równomiernie zbrązowione po zastosowaniu mleczka. Największym minusem tego specyfiku jest dziwny nieprzyjemny zapach. Reasumując nie wiem czy warto przedkładać ilość nad jakość. Bo przecież my kobiety lubimy przyjemne, pachnące oraz skuteczne kosmetyki i do takich chętnie wracamy. “Sun Ozon” - mleczko to raczej wybór mało przemyślany...choć dla oszczędnych może być trafny.
Skład: Aqua, Isopropyl Palmitate, Glycerin, Ethylhexyl Stearate, Dihydroxyacetone, Cetearyl Alcohol, Methyl Glucose Sesquistearate, Dimethicone, Panthenol, Glyceryl Stearate, Tocopheryl Acetate, Citric Acid, Parfum, Xanthan Gum, Sodium Benzoate, Potassium Sorbate, Disodium EDTA, Aloe Barbadensis Leaf Juice Powder.

Na koniec muszę się przyznać, że zaintrygowała mnie ostatnio w aptece seria Ziaji Cupuacu. Niestey nie mam w czcionkach tego francuskiego C z ogonkiem, który jest w nazwie ale i tak znajdziecie produktu na półkach apetycznych lub sklepowych bez problemu. Dostałam ostatnio kilka próbek, Brązującego kremu odżywczego na dzień Ziaja Cupuacu. W składzie tego kosmetyku można znaleźć oczywiście masło cupuacu i karite dlatego krem dobrze odbudowuje lipo-strukturę naskórka. Może on być śmiało stosowany jako krem ochronny przed promieniami UV oraz jako kosmetyk łagodzący podrażnienia. Nawilżenie i zmiękczenie naskórka uzyskuje ponieważ zawiera olej makadamia a także olej z orzechów brazylijskich. Ten ostatni olej jest również wyczuwalny w zapachy kremu, przynajmniej tak mi się wydaje. Zbrązowienie skóry po zastosowaniu tego kremu jest naprawdę delikatne gdyż zawiera minimalne stężenie DHA ( dihydroxyaceton) a jest on odpowiedzialny za powstawanie opalenizny. Jak zwykle Ziaja wypuściła całkiem dobrą serie, która mnie nie zawiodła. Mam jeszcze balsam ale go dopiero wypróbuję. Ma dość szerokie zastosowanie i nadaje się również jako maseczka do włosów. Upss, czemu nie zobaczymy jak to działa. Bardzo prawdopodobne, że znajdziecie test tego balsamu u mnie na blogu przy okazji tematów pielęgnacji włosów. W każdym razie krem brązujący zasługuje na przetestowanie jeżeli macie na to ochotę. Nie jest wykluczone, że już go testowałyście. Jeżeli tak napiszcie jakie są Wasze opinie.

Skład: Aqua (Water), C12-15 Alkyl Benzoate, Octocrylene, Triethylhexanoin, Glyceryl Stearate, PEG-100 Stearate, Bis-Ethylhexyloxyphenol Methoxydibenzoylmethane, Dimethicone, Propylene Glycol, Cetearyl Alcohol, Dihydroxyacetone, Elaeis Guineensis (Palm) Oil, Hydroxyethyl Acrylate/Sodium Acryloyldimethyl Taurate Copolymer, Butyrospermum Parkii (Shea Butter), Bertholletia Excelsa Seed Oil, Tocopherol, Macadamia Ternifolia Seed Oil, Gossypium Herbaceum (Cotton) Seed Oil, Squalane, Theobroma Grandiflorum Seed Butter, Disodium EDTA, Phenoxyethanol, Methylparaben, Ethylparaben, Parfum (Fragrance), Linalool, Geraniol, Hexyl Cinnamal, Citric Acid.
Żegnam się z Wami i życzę pomimo jesiennej pogody jak najwięcej słoneczka, choćby takiego z tubki. Na to zawsze sobie można pozwolić, no i dobrze łykać witamine D3 w pigułce. Nie zapominajcie o tym suplemencie jesienią i zimą podobno działa również na nasze samopoczucie. Bez obaw jakoś przetrwamy do wiosny.

czwartek, 6 października 2016

Pokaz mody Impresa di Lusso, jesień/zima – 2016/17




Wrzesień obfitował w pokazy mody nowych kolekcji jesienno-zimowych. Wrocławskie galerie handlowe prześcigały się z promocją swoich propozycji jakie przygotowały dla klientów mniejsze i większe sklepy odzieżowe. Sama wrzuciłam na mojego Facebooka dość dużo informacji dla Was o takich imprezach. Zapytacie dlaczego? Warto pójść i obejrzeć co będzie trendy. Jesień to czas refleksji również nad zawartością naszej garderoby. Ja chciałam zobaczyć te bardziej ciekawe, cóż nie udało mi się wybrać na wszystkie. Ach, ta wieczna walka z czasem. Dzisiaj chcę Wam zrelacjonować pokaz jesień-zima 2016/17 salonu multibrandowego Impresa di Lusso, który znajduje się w galerii handlowej Renoma. Jakie były propozycje sklepu? Warto było zajrzeć na taki pokaz ponieważ sklep posiada w swojej ofercie kilka znaczących marek w świecie mody. Całość podzielona była na kilka bloków w których można było obejrzeć w kolejności propozycje następujących projektantów:

1.Armani Jeans 2.Liu Jo 3.Pierre Balmain i Trssardi Jeans 4.Roberto Cavalli 5.JOOP! 6.Versace Jeanse 7.Versace Collection oraz ELISABETTA FRANCHI.

Większość z tych marek wystawiało swoje projekty na pokazach światowych między innymi na pokazach w Nowym Jorku. Jednak jak to się mówi: ”nie można się wybrać do Nowego Jorku to Nowy Jork przyszedł do nas” i zapachniało wielkim światem.




Pokaz prowadziła przeurocza polska fotomodelka, aktorka oraz prezenterka telewizyjna Kasia Sowińska. Z którą notabene udało mi się zamienić kilka słów na temat pokazu jak również zrobić pamiątkową fotkę na ściance, której nie umieszczę na blogu, bo niestety zupełnie nie wyszła technicznie dobrze a szkoda :) Organizatorzy przygotowali profesjonalną oprawę muzyczną oraz catering dla gości, a przede wszystkim przyjazną atmosferę na którą nie można liczyć na dużych pokazach. Gdzie indywidualny odbiorca nie jest zawsze w centrum uwagi. Stojąc gdzieś na szarym końcu w tłumie trudno delektować się pokazem. Na przykład z za pleców jakiegoś barczystego Pana, który zasłania wszystko...żartuję. Tu było wygodnie, ekskluzywnie i elegancko. Czułam się dopieczona. Oczywiście, że w dniu pokazu są rabaty, więc można było skorzystać z ofert promocyjnych.


Przejdę jednak do meritum mojej dzisiejszej opowieści. Co będzie trendy w sezonie jesień-zima 2016/17?

Zauważyłam, że niektóre tendencje utrzymują się już od kilku sezonów i dobrze nie musimy wymieniać całej szafy i robić totalnej rewolucji w szafie. Temat który szalenie mi się spodobał to długowłose futerkowe kamizelki. Futerko było również obecne na wykończeniach kurtek zimowych jako obszycie kapturów. Ogólnie na pokazie przewijała się cała seria różnych modeli kurtek. Myślę, że warto postawić na różnokolorowe pikowane puchowe lub poliestrowe kurteczki. To warto mieć zawsze zwłaszcza gdy przyjdą chłodne dni. Drugi temat to spodnie oczywiście nadal supermodne są jeansy z przecierkami i dziurami. Jednak moją uwagę zwróciły spodnie z ekoskóry. Wszystko co nie jest zwyczajnie gładkie lecz posiada mniejszy lub większy połysk jest modne tej jesieni. Wszelkie imitacje skór, lateksów i winylu to tendencja wszechobecna również na innych pokazach. Mam nadzieję, że takie modele znajdą swoich zwolenników, bo nie ulega dyskusji fakt, iż należy mieć do takich spodni odpowiednią figurę. Na samym końcu coś co mnie zafascynowało i jest to moje tegoroczne odkrycie. Są to różnokolorowe dresy. Jednak te prezentowane na pokazie były często opatrzone w jakiś żywiołowy print, który przykuwał uwagę odbiorców. Nie były to zwyczajne dresy ale takie z polotem dla odważnych. Pojawiały się również zupełnie nie oczekiwane ozdobniki wydawałoby się nie pasujące do dresu na przykład błyszczące złote cekiny. Teraz już wiem koniecznie tej jesieni muszę uzupełnić szafę o jakiś fajny “cool”dres. Ciekawe czy coś Wam wpadnie w oko czego jeszcze nie macie na nadchodzący sezon jesień/zima. Dzisiejszy tekst uzupełniłam o film zawierający slajdy z pokazu. Myślę, że w takiej formie można obejrzeć dużo więcej i wygodniej niż gdybym wstawiała poszczególne fotki omawianych modeli. Zapraszam Was do obejrzenia go i do komentarzy, które jak zwykle są mile widziane. Na filmie pominęłam propozycje z kolekcji mody męskiej. Mam nadzieję, że Panowie mi wybaczą. Myślę, że dzisiejszy wpis relacjonujący pokaz zachęci Was do wybrania się na jedną z kolejnych tego typu imprez organizowanych przez salon Impresa di Lusso.

Przeczytaj również: Zwyczajnie kobieta


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...